> Transformacja Lorentza (w której ukryty jest sens tych pojęć)
> od ponad stu lat jest podstawowym narzędziem fizyków i jakoś
> nikt nie ma z nią problemów (może poza alsorem :-)), a bez niej
> nie można myśleć o współczesnej fizyce.
Podstawą jest takie coś: r = ct;
co przypadkiem jest identyczne z tym niby interwałem,
z którego wyprowadzasz całą resztę zabawek z STW.
takie coś: r – ct = r’ – ct’; to już zwyczajny błąd –
z relacji typu: 0 = 0 nie da rady wyprowadzić nic nowego.
> Sądzisz, że ponad sto lat używania „nonsensu” jako podstawoego narzędzia nie
ujawniłoby jego słabości?
Nie ujawniają?
No to masz tu seryjkę – zobacz co tam wymyślają różni idioci:
arxiv.org/find/all/1/ti:+AND+Pioneer+Anomaly/0/1/0/all/0/1
Anderson dawno pokazał, że dodatkowe przyspieszenie rzędu:
a = 10^-10 m/s^2; pozmieniałoby tu kompletnie orbity planty,
ale do idiotów to nie dociera, im to nie przeszkadza…
Zwyczajne błędy w obliczeniach:
r = (c-v)t, zamiast: r = ct;
czyli mierzony czas t jest mniejszy – i błąd rośnie
ze wzrostem odległości, stąd fikcyjne przyspieszenie.
Co z tego wynika?
stw nadaje się tylko śmietnik – wystarczyło raz zmierzyć,
ale konkretnie: duży dystans, oraz zmienna prędkość,
bo wtedy błędy narastają, nie można sobie ich zignorować,
np. wyzerować sztuczką typu:
r/c = r’/(c-v); czyli wstawiasz:
r’ = r*(1 – v/c); zamiast r, i byłoby Ok,
ale tak można tylko dla v = const, niestety.
W przypadku: dv/dt <> 0 błąd po prostu stale rośnie,
więc nie da rady go ukryć w innych parametrach.